Jako że od powrotu rodzinki dostępne są mi raczej lokalne atrakcje, zaczęłam cieszyć się małymi wydarzeniami:))I tak oto, atrakcją dzisiejszego dnia była wyprawa na co czwartkowy rynek, a w zasadzie pyszności, które stamtąd przynieśliśmy:))
a po drodze...:)
dowiedziałam się też dzisiaj, ze mieszkańcy Capelle aan de Ijssel nie są wcale takim szczęśliwym, bezproblemowymi ludźmi. Otóż mają poważny problem spędzający im sen z powiek, straszliwą PLAGĘ - kicających, małych, uroczych stworków:))
Capelle aan de Ijssel Market:)
słodkości:)
A więc..;] ten pan obiera rybki na Haring jak widać na załączonym obrazku:)Jako że być w Holandii i nie spróbować Haring, to tak jak nie zjeść w Polsce pierogów, przemogłam swoją niechęć do ryb i spróbowałam:) Ogonkiem do góry do gardła:) i nawet przeżyłam:)
owocowy raj:)
1 komentarz:
ojej! naśladownictwo najwyższą formą pochlebstwa. Chyba w najbliższym czasie pobiegną na fotołowy na targ! :)
Prześlij komentarz